poniedziałek, 18 czerwca 2018

Palenie o poranku [4]

Powoli sama nie wiedziałam, kto jest kim, kto z kim trzymał i co się tutaj w ogóle działo, ale przecież tamte kwiatki, które kwitły pod zamarzniętą taflą jeziorka były cudowne. Miałam wrażenie, że na raz wychodziło słońce, chmurki, padał deszcz i pojawiała się tęcza, która skakała z roślinki na roślinkę, powoli mianując każdy listek osobistym, prywatnym i ekskluzywnym strażnikiem wróżkowego pyłu. A może to wszystko były po prostu resztki emocji zjaranego Zbycha, który awansował w ciągu minuty na Zbysia, Zbysieńka, no Zbyśka zwyczajnie, może niekoniecznie nawet resztki, prędzej osobna fala, coś na tyle mocnego, że ból głowy uciekał w podskokach mimo występowania coraz bardziej oczojebnych kolorów. 
— Gruba, że Fiona, Beatrycze? Nie słyszałem o niej chyba, co ona mi tutaj, jakaś była? Czekaj Be, Be, Be, Bel, Briel, a, że Gabriel, no to było mówić, że Gabriel. No to Gabriel chyba nie chodziła tutaj, chodziła? Nie wiem, jak chodziła, to ja ci powiem, z nikim się tak nie paliło, jak z nią, no naprawdę. A Fiona? Fiona każdemu robi paznokcie, panie, hybrydy, żele, zwykłe, nawet ci machnie jakiś wzorek, czy coś. Tylko przynieś jej batonika, najlepiej z żurawiną, albo z bananem, albo zabierz ją na kawę, kurwa, jak ja bym kawę taką dużą opierdolił, ale wiesz, taką mocną, czarną, ze słomką. A nauczyciele, jak nauczyciele, ja nie wiem, o co oni się drą, przecież to im nic nie daje, tylko sobie gardło zdzierają, a ja uważam. — Zaraz, moment, co, gdzie, jak? Jaka Fiona, jaka Beatrycze, ale za to na paznokcie chętnie bym się podłapała. — trochę inaczej, ale uważam. A tobie? — mruknąłem. — Czekaj, ty tam z tym. Kurwa, wyleciało mi. Rebus. Tak, z tym sudoku, to wy tam coś razem? Ja nie wiem, kurwa, żeby jeszcze on coś normalnego, to znaczy ze mną tam popali, ale brudna kokaina? Heroina? Tak? Ja ciebie w sumie lubię, wiesz, Heather, fajna jesteś, czego my jeszcze nie usiedli na jakiejś imprezie, co?
— Bo tu nie ma fajnych imprez — załkałam z nagła, przeciągając ostatnią samogłoskę. — Bo myśmy tu tyle mieli mieć, ale Hera jakoś stała się cnotką, Ophelion nic nie organizuje, kawalerski wina dalej niż bliżej i to jest straaaszne, Zbysiu, my musimy kiedyś razem wypić, tak za nasze zdrowie. Za nasze zdrowie jeszcze nie piliśmy, prawda? Na Cesarzyka, my w ogóle nie piliśmy, o Jezu, mamy tyle rzeczy do uczczenia, to trzeba za pierwsze picie też wypić, za znajomość nową kwitnącą i za te kolorki — paplałam praktycznie bez sensu, otumaniona, szczęśliwa i roześmiana na wszystkie możliwe — I ja nie jestem z Rebusem. Znaczy jestem, ale nie tak. Znaczy chciałabym być, ale to tak nie działa. I w ogóle to ja gówniara jestem, smarkata jestem i pewnie ma mnie dosyć. — Pociągnęłam nosem, wybierając kolejną fajkę z paczki i zapalając. — A ty, Zbysiu? Nikt ci serduszka przez ten rocznik nie złamał?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis