— Póki co nie ma potrzeby iść po wodę i tak się nie napije, potrzebuje tylko snu — odparła, dosyć cicho jak na Renee Illene, a ja zgodnie pokiwałem głową, bo w sumie miała rację. — A ktokolwiek równałby się prędzej kłopotom, bo zaraz rozgada połowie szkoły, co i jak — dodała jeszcze, a ja jęknąłem w odpowiedzi, bo tutaj też musiałem się z nią zgodzić, choć po cichu miałem nadzieję, że Oakleyem zajmie się ktoś, kto po prostu się na tym zna, nawet jeżeli Illene była najlepszą osobą właśnie do tej sytuacji. W końcu go znała, wiedziała jak reagować i tak dalej, ale może i w klatce piersiowej pojawiało się drobne ukłucie zazdrości, gdy palcami przejeżdżała przez niebieskie włosy.
I pieprzyć to, że ma chłopaka, a Oakley jest gejem.
— Czemu ty zawsze robisz nam takie psikusy, co? Jeszcze tak na ostatnią prostą, jakbyś już nie mógł sobie tego oszczędzić — szepnęła, na co zmrużyłem oczy, nie do końca rozumiejąc, o co chodzi z tą ostatnią prostą.
No cóż, ta informacja chyba pisana mi nie była, więc po prostu postanowiłem ją przemilczeć. Nie wszystko musisz wiedzieć, Walsh, nie wszystko, a reszta w swoim własnym czasie.
W sumie żałuję, że wtedy nie zapytałem.
— Bo to Oakley — stwierdziłem, parskając beznadziejnym śmiechem. — Czy bez te nutki szaleństwa, idiotyzmu i kombinowania dalej byłby Oakleyem? — zapytałem z niemrawym uśmiechem i kątem oka spoglądając na wiedźmę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz