czwartek, 19 kwietnia 2018

Złote runo [X]

I założył koszulę, podwinął rękawy, a po chwili stanął przede mną w pełni ubrany. Posłałem chłopakowi słaby uśmiech, bo, przysięgam, słabo czułem się z tym, co zrobiłem, może dlatego po prostu wolałem stać w miejscu, nie ruszać się, być nagim i zupełnie odsłoniętym, bo już i tak mało co się liczyło.
Ja chyba zawsze lubiłem bardzo ładnie spierdalać wszelakie rzeczy, relacje i sprawy, nieprawdaż?
Jeszcze raz, ten ostatni, pochylił się w moim kierunku, złożył na moich ustach krótki, ale jednak jaki, pocałunek, przejechał dłonią po jeszcze rozgrzanej skórze. Przymknąłem oczy, wzdychając ciężko, gdy jednak musiał już zabrać palce, a mi ponownie zrobiło się chłodno, mimo tej duchoty za oknem.
— Następnym razem nie gryź tak bardzo — stwierdził, już odwracając się na pięcie.
Pokiwałem głową, uśmiechając się nieznacznie, prawie niezauważalnie, ale jednak. Odchrząknąłem.
— Postaram się, obiecuję, w końcu muszę ci wynagrodzić — odpowiedziałem, parskając śmiechem i przeczesując włosy ręką. — Przepraszam — dodałem po chwili namysłu to jedne, praktycznie nic nieznaczące słowo, a jednak posiadające tak ogromną moc, jak to niektórzy lubili sądzić.
Po raz kolejny posłał mi spojrzenie błękitnych oczu, a kilka sekund później już go nie było, jakby nic się nigdy nie wydarzyło, a o całej sytuacji przypominały mi tylko moje ciuchy porozrzucane po pokoju, wygnieciona pościel i karty, które raczej nie nadawały się już do czegokolwiek, sądząc po ich stanie.
Burknąłem coś pod nosem i opadłem na łóżko.
Przynajmniej było przyjemnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis