W odpowiedzi na mój komentarz otrzymałam nerwowy i zmieszany śmiech. Cóż, raczej nikt mu mało znany nie mówił, że przypomina jego rodzicielkę, tę część rodziców, która głaskała po główce, całowała skaleczenia, której wzrok sprawiał, że gdy się coś przeskrobało, chowało się w sobie i chciało się błagać o wybaczenie na kolanach.
— Nie no, o dziwo całkiem dużo, oczywiście bliskich mi osób powtarza, że czasami mają wrażenie, że to ja je karmiłem, gdy były małe. Takie tam, matczyna intuicja się gdzieś we mnie zalęgła najwidoczniej, mama dobrze wychowała i takie są efekty, nieprawdaż? — Kiwnęłam głową na potwierdzenie, śmiejąc się, gdy rozłożył rękę w bezradnym geście. — Lepsze to, niż bycie cały czas chujem, przepraszam za słownictwo, tak jak mój brat. Znaczy mi też się to zdarza, może czasami ciut za często, no ale żeby cały czas, kurwa?
W końcu nie wytrzymałam i roześmiałam się głośno, i nawet nie wiedziałam kiedy, ale śnieg zniknął, a jego jakiekolwiek ślady już dawno się rozpuściły. No, może ziemia była wilgotniejsza niż przedtem.
— Cóż, czasami trzeba, no może nie cały czas, ale czasami, niezbyt często. Miłym też trzeba być, chociaż mało komu chyba udaje się utrzymać złoty środek — powiedziałam, szczerząc się jak głupia do sera. — Jedni są zbyt mili, a drudzy nie za bardzo. — Zdjęłam kaptur z głowy, kołysząc się na stopach. Z pięt na palce, z palców na pięty, jakby nagle obudziło się we mnie zbyt dużo energii, jednak zaraz przestałam, odwracając się w stronę Adama z szerokim uśmiechem i się ukłoniłam. — Dziękuję. Ogólnie dziękuję — zaśmiałam się cicho, prostując się. — Trzymaj się, Adam. Do zobaczenia. A! I palenie jest niezdrowe! — dodałam jeszcze, robiąc parę kroków do tyłu i pomachałam mu na odchodne. Zdecydowanie było mi lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz