Parsknęła cichym śmiechem, ale wydawało mi się, że ten śmiech do tych szczęśliwych raczej nie należał. Do smutnych też nie, raczej można było przypisać go do kategorii "nijakie, chyba coś popsułem".
— Chciałabym, naprawdę. Nawet bym chętnie trochę promyczków z nieba uchyliła, ale aktualnie mam wrażenie, że jeszcze trochę, a skończę z wypalonym uchem i sztormem nad głową — odpowiedziała, posyłając mi przepraszający uśmiech, a ja mogłem tylko pokręcić głową, bo przecież niby jaki czyn popełniła, że teraz dosłyszałem te przeprosiny? — A ty dlaczego masz zły humor? — zapytała, a mi nic innego nie pozostało, jak po prostu prychnąć i warknąć pod nosem, opuszczając wzrok na swoje buty.
— Davon oczywiście doprowadza mnie do szewskiej pasji, mam wrażenie, że znaczy biednego Przewalskiego jak pieprzony pies, żebym tylko go nie dotykał, chociaż nie robię tego wcale, ba, prawie na niego nie patrzę, ale Dexter zawsze znajdzie pretekst, żeby rzucić mi się do gardła i ten rozpieszczony bachor, Ophelion, myśli, że dostanie wszystko na ładne oczy lub pogrożenie palcem, no chyba ją pojebało — oświadczyłem na jednym wydechu, a po chwili zorientowałem się, że chyba zbytnio popłynąłem, bo i słownictwo nie takie, jakie być powinno i jeszcze zwalałem na dziewczynę moje błahe problemy. — Przepraszam za słownictwo, poniosło mnie, ale no. Wiesz teraz, o co chodzi — burknąłem raczej nieśmiało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz