Dźgnęła mnie w żebra, a ja wręcz podskoczyłem, spoglądając na nią w szoku, a przy tym z uśmiechem na twarzy. Tak, atmosfera zdecydowanie się rozluźniła, brawo Adam, cokolwiek w relacjach międzyludzkich się w końcu udało. Dziewczyna roześmiała się, poszerzając uśmiech, a ja odpowiedziałem jej tym samym.
Miła z niej osóbka.
— Jak nie teraz, to kiedy? Ku przygodzie! — odpowiedziała entuzjastycznie, podnosząc dłoń do góry i wcelowując palec w sufit, jak te wszystkie magiczne dziewczynki w bajkach animowanych.
Ponownie parsknąłem śmiechem, a chwilę później zmierzaliśmy w kierunku sali Tomasza Nibyłowskiego, pracowni wróżbiarskiej, miejsca pełnego zagadek i tajemnic, tam, gdzie zawsze czyhało jakieś niebezpieczeństwo lub przygoda.
Nie no, bądźmy wszyscy poważni, sala należała do tych raczej nudnych i wykorzystywanych częściej do spania, niż do nauki.
W końcu dane nam było otworzyć drzwi i powoli wkroczyć do pomieszczenia. Na nasze szczęście nie było tam ani jednej żywej duszy.
— Czysto — mruknęła Izel, a ja dosłyszałem tę wyraźną ulgę w jej głosie.
Parsknąłem już po raz kolejny śmiechem i kątem oka zerknąłem na fioletowowłosą.
— Aż tak nie lubisz Nibyłowskiego? — zapytałem się, powoli, bez pośpiechu, wchodząc w głąb sali, by zająć się poszukiwaniami zagubionej i ewidentnie bardzo cennej torby, rozglądając się przy tym uważnie, bo a nuż znalazłbym jeszcze coś wartego mojej uwagi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz