Sprawy się nieco skomplikowały, zwłaszcza, że te same dzieciaki, z którymi parę lat temu czytałem stare baśnie ludu ara, dzisiaj są już dorośli. Na Cesarza, praktycznie sobie w końcu uświadomiłem, że przecież Dexter dosyć wyraźnie zaznaczał, że w bliskiej przyszłości planuje urządzić huczne weselisko, planował już jakąś przyszłość z Fomą, spekulując na temat kwestii ewentualnego dziedzica. Już się nawet pochwalił, że rodzicielską pogadankę od matki i ojca zaliczył, że teraz to już może się całkowicie palić ze wstydu, rzucać się ze skał upokorzenia i inne dziwne rzezy.
Heather? Heather nieskrywanie zaczęła nieco mniej formalnie zerkać na jednego z profesorów, przestała udawać, że ani trochę żaden z nich ją nie obchodzi, dostała robotę u Mińska, przecież budowała podwaliny przyszłego życia na gruncie, o którym większość osób mogła tylko pomarzyć.
I właśnie w takich momentach czułem się stary. Stary, zmęczony, zastanawiając się, kiedy oni mi tak szybko z tego Nervill wyfrunęli, kiedy zaplątaliśmy się we własnych emocjach, wspomnieniach, żeby w końcu zrzucić je jak zbędny balast i iść na przód.
Tylko ja wciąż tam byłem do tyłu, niepotrzebnie siedząc we własnej, zagmatwanej historii, zamiast wytłumaczyć i wyjść do ludzi. Może dlatego siedzieliśmy z Dexterem aktualnie w barze, popijając kieliszki wódki łykami gorzkiego piwa z pobliskich szklanek.
— Czyli co, to jakieś chlubne dodawanie odwagi czy słaby wieczór kawalerski? — spytałem z rozbawieniem, domawiając dolewkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz