O dziwo, zgodziła się, więc gdy tylko zniknęła po potrzebne rzeczy, ja ruszyłam do akcji. Ogarnęłam co się dało, choć wiedziała, że czysto nie będzie. Przydałoby się zrobić tu porządki kiedyś. Włączyłam czajnik i przygotowałam dwa kubki na herbatę. Przysunęłam z kąta wygodny fotel, który postawiłam obok mojej sztalugi, a przed nimi stolik z talerzykiem, na który wysypałam ciasteczka waniliowo-malinowe. Nie miałam pojęcia, czy będą jej smakowały, ale ja je uwielbiałam. Przeszłam się do Varena kazać mu zamknąć instrumenty na najbliższy czas. Na koniec przygotowałam na stole miskę z wodą dla Pelagoniji. Cieszyłam się, że chyba znalazłam osobę, z którą mogę spędzić czas na pracy bez tracenia nerwów.
Po chwili wróciła z potrzebnymi rzeczami w ręce. Mruknęła coś o tym, że ma nadzieję, że nie będzie przeszkadzać, na co prychnęłam. Jej stopy nawet nie hałasowały, gdy chodziła, a głosik miała tak cichy, że bez problemu mogłam go słuchać, nie odrywając się od malowania. Zastanowiłam się chwilę co dzisiaj przedstawić na płótnie, gdy przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
— Czy mogłabym cię namalować? — spytałam, spoglądając na nią znad framugi. Białe włoski, jasna twarzyczka, zielone oczy i małe usteczka. Była śliczna, przypominała małego, nieśmiałego kwiatka, który jako pierwszy wyrósł po zimie. Jej imię zdecydowanie jej pasowało, choć słyszałam, że niektórzy mówili do niej Jaśmin, co pasowało jeszcze lepiej. — Mogę mówić do ciebie Jaśmin? — A właściwie, co mi szkodzi, najwyżej odmówi, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz