niedziela, 1 października 2017

Od Amadeusza, CD Heather

— Jak najbardziej, nie ma żadnego problemu, ale wolałabym wiedzieć wcześniej. — Tu nastolatka się zacięła, wydając się dobierać słowa, namyślać, wątpić w to, czy po prostu bojąc się zapytać, jakby to, co powie będzie czymś strasznym. — Oczywiście, wszelka dyskrecja i tak dalej... Ale czy to ma coś wspólnego z problemem para futerkowym? — Na te słowa uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Co prawda z widocznym smutkiem, żalem, dobiciem, że to wszystko jest prawdą, że muszę się z tym ujadać i walczyć. Skinąłem głową, by potwierdzić domyślenia dziewczyny. Otworzyła szerzej oczy, ale nie zareagowała w bardziej widoczny sposób. Jedynie zamyśliła się, wbijając we mnie nieobecne spojrzenie. Postukałem palcami w blat, po czym nieco skuliłem. Niczym zbity, zganiony szczeniak, który wie jak bardzo nagrabił sobie swoim zachowaniem. 
Chrząknięcie z mojej strony, które sprowadziło Heather na ziemię. Pytające spojrzenie i ciche "Tak?".
Ułożyłem dłonie między udami, zastukałem o siebie kolanami, wydąłem nieco wargi i policzki, zdecydowanie zachowując się jak małe dziecko. Blondynka ściągnęła brwi, a jej mimika wręcz krzyczała "No co?".
— Tak właściwie to już za tydzień. — Krzywy, nieśmiały uśmiech na mojej twarzy i wielkie "pomocy" wypisane na czole. 
Z cierpliwością czekałem na odpowiedź, która powinna wypisać się w oczach dziewczyny. W końcu oczy są zwierciadłem duszy, prawda? Dlaczego więc nigdy nie widziałem odpowiedzi w błękicie? Dlaczego tylko czułem jakbym zatapiał się w otchłani, zalewał płuca wodą, topił się, nie mógł oddychać? Dlaczego zamiast odpowiedzi wszystko stawało się jeszcze trudniejsze, mniej jasne? Dlaczego nie potrafiłem odczytać jej odczuć, emocji? Zazwyczaj się to udawało, nawet gdy nie było się empatą. To po prostu się widziało. Tu? Tu była jedna, wielka niewiadoma, która zapierała dech w piersiach, odsuwała trzeźwe myślenie, dusiła zniewalającym zapachem, który w moim wypadku bardziej odczuwalny, drażnił nos nawet, gdy znajdowała się po drugiej stronie korytarza. 
Dlatego też nie dziwiłem się, że gdy wróciłem wczoraj do pokoju, powietrze dalej przesiąknięte było wonią jej ciała, a spokój dopadł mnie natychmiast, jakby ktoś postanowił urządzić sobie odprężający wieczór z kadzidełkiem, które miało przynieść wyciszenie dla duszy i ciała. 
Sprzedałem sobie mentalnego liścia, próbując wrócić do sensownej postaci, wyglądu, zachowania. Nie powinienem był odpływać. Nie powinienem był tak bardzo oddawać się ulotnym chwilom, oczom dziewczyny, czystej skórze, pełnym, różowawym ustom...
Toniesz, Amadeuszu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis