poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Kilkanaście minut nas nie zbawi [4]

Do moich rąk wrócił termos z dzienniczkiem, obydwa w nienaruszonym stanie [choć mój wzrok troszkę dłużej zatrzymał się przy drugim przedmiocie, szukając najmniejszego znaku, że został otwarty podczas mojej nieobecności, ale zaraz zbeształam się w myślach]. Przytuliłam do piersi książeczkę i nadal stojąc obok chłopaka [którego imienia notabene nie znałam] obserwowałam, co robi mężczyzna. Jakoś czułam się zobowiązania do zostania, dopóki winda nie będzie właściwie działać, a on nie dotrze na swoje piętro. Na szczęście była to tylko drobna usterka, którą dało się szybko naprawić, więc nie trzeba było długo czekać, aż urządzenie wróciło do użytku. Ave!
— Jeszcze raz dziękuję za pomoc, sczezłbym tutaj, gdyby nie panienka. — Zamrugałam, wracając do rzeczywistości i spojrzałam na uśmiechniętego chłopaka, starając się patrzeć na niego, widzieć go. Miał bardzo ładny głos. Uśmiech i sposób mówienia też. Uniosłam kąciki ust, rozpromieniając się, gdy udało mi się stopami dotknąć ziemi. Wystarczyło, nawet jeśli nie stałam na niej całkowicie. — Hope Dawkins, cała przyjemność po mojej stronie, czy nie chciałaby waszmość w ramach mojej wdzięczności udać się do pobliskiej kawiarenki na małe co nieco?
— Naprawdę nie ma za co, w końcu to tylko znalezienie woźnego — powiedziałam, poszerzając nieznacznie uśmiech, po czym skłoniwszy się lekko, dodałam:
— Pelagonija Eternum, wystarczy Pel. I... — W tym momencie Amigo dźgnął mnie frędzlem dyskretnie w plecy, jakby chciał mnie ośmielić. — ...I naprawdę nie trzeba, ale bardzo będzie mi miło. — I dlaczego czuję się, jakby te słowa się wykluczały?
Roześmiałam się odrobinę nerwowo, bawiąc się skrawkiem szalika, jednak zaraz starałam się wrócić do swobodniejszej siebie, żeby moja nerwowość nie udzieliła się mojemu rozmówcy. Po prostu nagle wylądowałam zbyt szybko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis