niedziela, 19 listopada 2017

Wprowadzenie: Nivan [3]

Ale że serio? Mundurek? Za jakie grzechy, mamo, gdzieś ty mnie posłała? Cały urok prysł, a ja miałem ochotę w trybie natychmiastowym uciekać do samochodu rodzicielki, który chyba jeszcze nie odjechał za daleko. Bardzo prawdopodobne jest to, że nawet nie opuścił parkingu, a kobieta obserwowała mnie przez lornetkę, żeby upewnić się, że wszystko na tysiąc dwieście procent jest w absolutnym porządku.
Ponownie poprawiłem uwierającą mnie w ramię torbę i pokiwałem głową, na znak, że chłopak śmiało może przejść do rzeczy.
Wydawał się miły. Wydawał, to dobre słowo, bo wraz z początkiem recytacji majstersztyku powitalnego, coś nieprzyjemnego błysnęło w jego oku, a cała otoczka ciepłego, miłego chłopaka zniknęła wręcz natychmiastowo. Zamiast tego spotkałem się z uderzeniem równym temu, kiedy ktoś przydzwoni nam zimną patelnią.
Wydąłem wargi i posłusznie podążyłem za chłoptasiem, który paplał ciekawostki o szkole, z jakże potężnym i wyczuwalnym znużeniem.
No i ta pewność siebie, którą szło wyczuć nawet na dwa kilometry. Śmierdział nią, aż w głowie się przewracało. James Hopecraft, pan przewodniczący, Loczek, Złota Główka AWU, Władca... Rękawiczek? Czy on chodził w rękawiczkach? Panicz? Szlachcic? Psychol, który mnie udusi i potrzebuje braku dowodów? A może wszystko naraz? Błękitna krew często miała nieźle nasrane we łbie.
Potrząsnąłem delikatnie głową i ponownie przybrałem swój ulubiony, pełen znudzenia wyraz twarzy. Przydałoby się posłuchać tego, co ma do powiedzenia.
— Jakieś pytania? — Skończył monolog.
— Czy stołówkowe żarcie jest zjadliwe? — Dmuchnąłem delikatnie ku górze, pragnąc odgarnąć kosmyk, który, jak zawsze zresztą, opadł mi na czoło. Tak to się kończy, jak ma się obie ręce zajęte. Zacznę nosić spineczki, przysięgam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis