niedziela, 19 listopada 2017

Wprowadzenie: Julia

Co robić, co robić, gdy nie ma komu i wciąż brakuje rąk do pracy. Nadchodzące wybory zdawały się być ostatnią iskierką nadziei, która być może (i prawdopodobnie) okaże się płonna. Szczerze, to nawet nie wiedziałem po co robimy tak dużo papierkowej roboty, która jest całkowicie niepotrzebna, nie zdziwiłbym się, gdyby Mińsk po otrzymaniu kolejnych kartonów pełnych formularzy, zwyczajnie paliłby nimi w piecu. 
A prawda była taka, że zwyczajnie brakowało mi tej jednej osoby, która ostatnio pozaganiała nas wszystkich do pracy i daliśmy radę się wyrabiać we trójkę. Na razie jednak zostawało nam tylko wrzeszczeć na zamknięte drzwi od gabinetu, gdyż dyrektor odmawiał odpowiedzi na wszelki pytania. Jak zwykle zresztą. 
Zmęczony przetarłem oczy, wpatrując się w stertę wciąż nieskończonych rubryczek. Z westchnieniem podniosłem się, związałem niesforne włosy w kok, stwierdzając, że jest to zdecydowanie wygodniejsza fryzura. Nie leciały aż tak bardzo na oczy, nie musiałem się martwić, że zaraz zaczną żyć własnym życiem i gdzieś się zaplączą, a przy tym nie kręciły się. 
Ruszyłem na plac główny, gdzie oczekiwałem przybycia kolejnej uczennicy. Julia Smars, lat siedemnaście, kolejna księżycowa panienka. Co prawda, to prawda, na zdjęciu w dokumentach wyglądała ładnie, ale stanowiła kolejny nabytek do stada kurdupli. Naprawdę nie rozumiałem, dlaczego ludzie w akademii dzielili się na szczególnie niskich i szczególnie wysokich.
Rozejrzałem się wokoło, szukając wzrokiem dziewczyny. Cip cip, kurczaku nowy, gdzie jesteś? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis