— Um... Prze-Przepraszam... — Podniosłem oczy do góry. Oho, chyba właśnie pojawił się Anders Ulam. Nieśmiałe zwrócenie mojej uwagi, jąkanie się, wręcz brakowało telepiących się nóg. Czyżbym był aż tak straszny? Może przejmuję cechy pana "piękne szmaragdowe oczy"? W końcu doskonale mogę zrozumieć biednych pierwszaków, których to właśnie on miał wprowadzić (bo i spotkał mnie ten sam los, tylko ci teraz unikają nieprzyjemnych wtargnięć do umysłu). Straszny, dwumetrowy mężczyzna bez uśmiechu na twarzy. Jak się go nie bać, gdy jest się nowym? Ale drżeć przed panem Przewalskim? Tego jeszcze nie grano. — Gdzie ma-mam pójść, bo jestem tu nowy i nie wiem co zrobić — dokończył szybko i od razu opuścił wzrok, jakby zawstydzony. Na cesarza!
Gwałtownie podniosłem się z ławki, ledwo utrzymując przy tym równowagę, bo lewa noga oczywiście musiała stwierdzić, że jest to idealny moment na przyduszony ból, który niedługo zmienić się miał w ten trochę mniej przyjemny, paraliżujący. Odchrząknąłem, wyprostowałem się i uśmiechnąłem się.
— Dobrze trafiłeś, Anders Ulam jak mniemam? — dopytałem na wszelki wypadek, choć święcie przekonany byłem, że jednak trafiłem na odpowiedniego ucznia. — Foma Dymitr Przewalski, miło mi poznać, to właśnie ja ciebie oprowadzę po szkole — przedstawiłem się, podając mu dłoń, podczas gdy w drugiej cały czas ściskałem potrzebne papiery.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz