poniedziałek, 30 lipca 2018

Niby nic [78]

Westchnął jakby absolutnie zdemotywowany moim pytaniem. Zmarszczyłem brwi, zerkając na niego z dołu, bo nie wszystko było aż tak oczywiste, Walsh, naprawdę. Nie znam cię.
Och.
Jak beznadziejnie to brzmi.
Jednakże rzeczywistość była nadzwyczaj brutalna i wredna, nie znałem Walsha, nie wiedziałem o nim absolutnie nic, nie licząc tego, że lubi tartę cytrynową, ma pieprzyk na dupie, którego on sam nie uznaje, ale ja wiem, że tam jest, nie umie tańczyć, że jebie na kilometr lasem, nikt do końca nie wie czemu.
Nie znałem go ani trochę, a bez oporów dałem mu dupy. Może właśnie dlatego to zrobiłem. Komuś, o kim nie wiedziało się nic, było o wiele łatwiej.
— Przewalski, myślałem, że wszyscy to wiedzą — odparł mruczącym głosem, zjeżdżając dłonią na moją klatkę piersiową. Czyli jednak, już myślałem, że czymś mnie zaskoczy. — A twoja historia wcale nie była taka długa. I głupią też bym jej nie nazwał, ot co, miłość może i tak, ale samo wydarzenie nie. Ulubione papierosy?
— Wiedziałem, ale myślałem, że mnie czymś jeszcze zaskoczysz. — Oblizałem szybko dolną, już zbyt mocno spierzchniętą wargę. — Black Devilsy, różowe konkretniej. — Przetarłem leniwie lewe oko, burcząc coś jeszcze pod nosem, ale sam nawet nie za bardzo miałem pojęcia, co to konkretnie było. — Co pomyślałeś, kiedy pierwszy raz mnie spotkałeś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis