niedziela, 29 lipca 2018

Niby nic [74]

Nie sądziłem, że pytanie o zwykłą, ulubioną porę roku wzbudzi aż tak negatywną reakcję, ale warczenie, jak u rozjuszonego kundelka zdecydowanie było tego warte, dlatego tylko parsknąłem śmiechem, czekając cierpliwie, aż udzieli oczekiwanej przeze mnie odpowiedzi, bo nie miałem zamiaru odpuszczać mojego celu.
— Uwielbiam złotą jesień, ale jako że taka nie istnieje, bo zawsze jest mokro, leje i w dodatku robi się to okropne błoto, to zdecydowanie wiosna — odparł twardo, poprawiając się nieco, przez co sam musiałem poprawić się razem z nim, bo podciągając się do góry, zsunął mnie w dół. A ja dalej chciałem słuchać jego pulsu. Musiałem jednak przyznać mu rację, jesień zazwyczaj była paskudna. — Twoje urodziny? — spytał, chuchając prosto w moją głowę, na co delikatnie się skrzywiłem, bo włosy nieprzyjemnie się przy tym odginały.
— Powiem ci, że taką złotą jesień widziałem raz w życiu i warto było — mruknąłem nisko. Chciałem jeszcze rzucić czymś w stylu, że co, Walsh, nie wiesz, kiedy mam urodziny? Ta zniewaga krwi wymaga! Ale za chwilę spytałby się, w takim razie kiedy ja mam urodziny, a mnie porządnie by zatkało, bo nie miałem zielonego pojęcia i już go mieć nie chciałem. W końcu, po co mi ta informacja, tylko po to, żeby później samotnie celebrować? — Ósmy lutego — odparłem beznamiętnie, przypominając sobie, że cholera, jestem stary. — Pierwszy pocałunek? — parsknąłem głośno, decydując się na zejście na bardziej pobłażliwe tematy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis