— Uwielbiam złotą jesień, ale jako że taka nie istnieje, bo zawsze jest mokro, leje i w dodatku robi się to okropne błoto, to zdecydowanie wiosna — odparł twardo, poprawiając się nieco, przez co sam musiałem poprawić się razem z nim, bo podciągając się do góry, zsunął mnie w dół.
— Powiem ci, że taką złotą jesień widziałem raz w życiu i warto było — mruknąłem nisko. Chciałem jeszcze rzucić czymś w stylu, że co, Walsh, nie wiesz, kiedy mam urodziny? Ta zniewaga krwi wymaga! Ale za chwilę spytałby się, w takim razie kiedy ja mam urodziny, a mnie porządnie by zatkało, bo nie miałem zielonego pojęcia i już go mieć nie chciałem. W końcu, po co mi ta informacja, tylko po to, żeby później samotnie celebrować? — Ósmy lutego — odparłem beznamiętnie, przypominając sobie, że cholera, jestem stary. — Pierwszy pocałunek? — parsknąłem głośno, decydując się na zejście na bardziej pobłażliwe tematy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz