Nawet przesunął mości pańskie dupsko, robiąc mi miejsce, gdy wracałem. Łaskaw się znalazł. Prychnąłem pod nosem, uznając, że po udostępnianiu mu przez jakiś tam czas mojej świątyni, należałoby się ciut więcej, niż dwa centymetry na materacu, ale zdecydowałem się już nie robić z igły widły, bo znając Walsha i mnie, to za dobrze by się to wszystko nie skończyło.
— Przydałaby się zapalniczka, nie sądzisz? — spytał, na co wzruszyłem ramionami, a później sam zaczął grzebać po szufladach, byle znaleźć różową, niezwykle pedalską zapalniczkę, która zajebiście mi się podobała. Sam w tym czasie miętoliłem papierosa w ustach, układając prawą dłoń pod głowę. Sam zapalił, a później podał ją mi.
Jedyne, co zrobiłem, to dokładne oglądnięcie jej z góry do dołu, przewrócenie kilka razy w dłoni i przejechanie po niej palcem. Nie interesowała mnie aż tak bardzo, jak resztę społeczeństwa, chociaż przyznam ładnie, była naprawdę zakurwajebistą zapalniczką.
Oddałem ją szybko, po czym, oczywiście, musiałem zaszpanować, pstryknąć palcami i puścić płomień z kciuka, którym szybko zapaliłem swojego szluga.
Zamruczałem leniwie, obsuwając się przy okazji w dół i przeciągając w najlepsze.
— Powiem ci, Walsh, tak mi dobrze, tak leniwie, tak wygodnie — jęknąłem, strzepując papierosa do pustego opakowania po fajkach i za chwilę ponownie się zaciągając.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz