czwartek, 26 lipca 2018

Niby nic [62]

Może stękałem i jęczałem zdecydowanie zbyt głośno i zbyt często. Może nieco przesadzałem z gięciem się pod nim i zaciskaniem palców na pościeli, gdy wykonał jeden, mocniejszy niż reszta, ruch. Może śmiałem się ze zbytnim rozmachem, gdy popełniliśmy jakąś gafę, czy cokolwiek.
Ale było po prostu dobrze i chciałem mu pokazać, że tak się czuję.
Ba, było zajebiście, ale aż tak bardzo ego temu karaluchowi podnosić nie chciałem, bo wiem, jak źle mogło się to dla nas obu skończyć. Pan puszę się jak paw przy najmniejszym komplemencie. Hasło „najlepszy seks w moim życiu” albo „jeden z najlepszych” mogłoby uderzyć mu do głowy jak sodówa i tyle ze względnie znośnego Walsha.
A po wszystkim po prostu leżeliśmy, wygrzewając się w najlepsze przy drugim ciele. Mruczałem coś pod nosem, podszczypując przy okazji bok mężczyzny, gdy uwalałem głowę na jego klatce piersiowej, starając się jak najskuteczniej przylgnąć do jego organizmu. Z chęcią zrobiłbym odstęp, przerwę, odsunąłbym się, ale jednoosobowe łóżko skutecznie to uniemożliwiało, zmuszając nas do kłębienia się w jednym miejscu.
A potem nagle się od niego oderwałem, byle usiąść na brzegu wyrka i za chwilę ruszyć w stronę swoich spodni, buszować po kieszeniach, odgarniając przy okazji mokre kosmyki, które przykleiły się do czoła i namiętnie wpadały mi do oczu.
Wyciągnąłem w jego stronę paczkę fajek, gdy sam już się poczęstowałem i wróciłem na stare miejsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis