czwartek, 26 lipca 2018

Niby nic [63]

Leżeliśmy. Wtuleni w siebie, z wyjątkowo spokojnymi oddechami i tętnem, w wyjątkowej ciszy i spokoju. I to wszystko wcale nie przeszkadzało, ba, wręcz cieszyło duszę, bo może z tym drugim napaleńcem obaj mogliśmy o dziwo jakoś wytrzymać.
Chłopak podniósł się nagle, przez co na mojej twarzy pojawiło się niezrozumienie, które chwilę później zastąpione zostało radością i uradowaniem, gdy ten zaczął grzebać w kieszeniach swoich spodni, by wyjąć z nich magiczną paczuszkę, a następnie z nią do mnie powrócić, bo, tak, papierosy były jakimś planem, a nawet i idealnym. Uśmiechnąłem się, odbierając swoją część oraz przesuwając się trochę, by zrobić mu więcej miejsca na materacu, choć tego za dużo nie było. Trzeba sobie jakoś radzić i tyle, prawda?
Włożyłem papierosa do ust, po odpowiednio krótkiej chwili orientując się, że czegoś mi jeszcze brakuje.
— Przydałaby się zapalniczka, nie sądzisz? — mruknąłem (co musiało brzmieć ciekawie, mając na uwadze papierosa zwisającego z moich ust), spoglądając na chłopaka, a następnie przewróciłem się, przy okazji prawie zsuwając się z łóżka, by sięgnąć do nocnej szafeczki skrywającej zdecydowanie rzeczy potrzebne, jak i te trochę mniej, ale podczas apokalipsy znalazłyby zastosowanie.
Wyjąłem tę naprawdę kochaną, różową i pedalską, ale pasującą mi do oczu, jak to ktoś niezbyt inteligentny kiedyś skomentował, zapalniczkę, a następnie szybko podpaliłem papierosa oraz podałem ją dalej, prosto w ręce Nivana. Zaciągnąłem się z uśmiechem na ustach.
To mi pasowało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis