czwartek, 26 lipca 2018

Niby nic [61]

Schował swoją twarz w mojej klatce piersiowej, która nadal unosiła się w dosyć nierównym, gwałtownym tempie. Parsknąłem cichym śmiechem, wplatając palce w te niebieskie włosy idealnie podkreślające jego osobę.
— Aktualnie nie chcę żadnej pałeczki, nie licząc twojej, jasne? — mruknął, a ja wręcz zadrżałem, gdy palec chłopaka zaczął kreślić ósemki na moich żebrach.
Westchnąłem cicho, podnosząc się na łokciu, a drugą ręką ciągnąc go delikatnie za brodę, by mieć jeszcze lepszy widok na cały ten bałagan, który obaj zrobiliśmy.
— Jasne jak słońce, Oakley — oświadczyłem, uśmiechnąłem się i powoli zrzuciłem chłopaka z siebie, by chwilę później ponownie go przygnieść, jeszcze raz się nim zająć, tym razem już tak, jak powinienem był zrobić od samego początku.
Bez zbędnego przedłużania i kuszenia, choć dalej z dozą niepewności, bo, cholera, zbyt często robiłem coś nie tak, a zwłaszcza teraz wolałem po prostu nic nie spierdolić.
I trzeba przyznać, tym razem mi się udało, ba, można wręcz przyznać, że poszło nam doskonale, skromnie twierdząc, ten seks mogłem nazwać jednym z lepszych, które dano mi było przeżyć, nawet jeżeli czasem był nieco nieporadny, fajtłapowaty czy nawet zabawny i tak dalej, reszty przymiotników pozwolę sobie oszczędzić, cieszmy się po prostu, że przy okazji z łóżka nie spadliśmy, chociaż i do tego kilka razy było blisko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis