środa, 11 lipca 2018

Niby nic [6]

Przetarł włosy albo podrapał się po głowie, trudno było określić, wiedziałem tylko, że wsunął palce między kosmyki i poczochrał je lekko, spoglądając na mnie uważnie tym błękitnym okiem.
— Nivan Oakley sekretareczką? — parsknął cichym śmiechem, na co miałem ochotę zrypać go wzrokiem od góry do dołu, co uniemożliwiło mi zbytnie skupienie się na brodzie, po której właśnie przejechał palcami. — Okularki idealnie dopełniały twój cały look, nie wiem, po co je ściągnąłeś — rzucił jeszcze ze śmiechem, gromkim, paskudnym śmiechem, na który się skrzywiłem i rzuciłem mu niezbyt przychylne spojrzenie. Chciałem wyjść na prostą. Zmienić nieco mniemanie innych o mojej osobie i przekonać ich, że potrafię myśleć czymś innym, niż kutasem. Chociaż przy Walshu było to prawie że niemożliwe. — Trochę piecze, ale przeżyję, nie masz czym się zamartwiać, spokojnie — odparł na sam koniec, na co pokiwałem głową i westchnąłem cicho, żeby odpuścić i sięgnąć po okulary, bo chciałem go widzieć.
Otworzyłem je z pomocą ust, bo jednak jedną dłoń dalej miałem zajętą, po czym wsunąłem na nos, modląc się, żeby nie wyglądać już jak skończony idiota.
— Tak, Nivan Oakley sekretareczką, Walsh — rzuciłem niezbyt melodyjnym tonem, ze znudzoną twarzyczką i rozczarowanym spojrzeniem. — To dobrze, że nic poważniejszego się nie stało. Mimo wszystko nie mam zamiaru potem płacić odszkodowania i robić ci chłodnych okładów. A teraz przepraszam, ale sekretareczka musi donieść pieprzone świstki — dodałem chrypliwym tonem, obracając się na pięcie i ruszając dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis