środa, 25 lipca 2018

Niby nic [56]

Nie ufałem mu na tyle, by w całej tej sytuacji poczuć się komfortowo. Nawet jeśli robił to delikatnie i z wyczuciem, to świadomość, że ten nie do końca rozpoznany na płaszczyźnie psychicznej mężczyzna zaciska właśnie dłonie na mojej szyi, co prawda pięknie się uśmiechając, ale dalej wbijając mój kark w materac, przyprawiała mnie o mały atak paniki, który mimowolnie wprawiał mięśnie w ruch, malował przerażenie na twarzy i wzbudzał chęć odepchnięcia go, kopnięcia w tego nabrzmiałego fiuta i zwiania stamtąd w podskokach, zalewając się łzami i chwytając w palącym żywym ogniem miejscu, masując obolałą skórę.
— Chcesz mnie widzieć, a przy tym prosisz się o wciśnięcie twojej twarzy prosto w poduszkę? — spytał, muskając wargami moje ucho, owiewając je gorącym oddechem.
Zasklomlałem, zaciskając oczy. Boru dzięki mnie puścił, zajął się swoją bielizną, a ja mogłem, chociaż spróbować dojść do siebie, sięgając palcami do szyi, która dalej szczypała, drapała, żarzyła się, a pamięć dotyku dalej skutecznie wżerała się w skórę.
Obserwował mnie, a ja czułem się po prostu jak sarna na jakimś jebanym polowaniu, zagrożona strzałem przy najmniejszym ruchu.
— Odwróć się na brzuch — powiedział w pewnym momencie, gdy zaszczycił mnie już swoją nagusieńką osobą i ponownie wspiął się na łóżko.
Nie chciałem narażać się na kolejne poczucie obcego ciała, które groziło mojemu nagłym odetchnięciem dopływu tlenu. Przewaliłem się powoli, unikając skrzyżowania spojrzeń i za chwilę wtulając twarz w materiał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis