środa, 25 lipca 2018

(Nie) Wiem że mnie podglądasz (6)

Parsknął naprawdę ciepłym śmiechem, a ja miałam wrażenie, że gubię się już w tym wszystkim, zupełnie nie mogąc odnaleźć drogi ucieczki.
— Po staremu — odpowiedział i w sumie to czego innego mogłam się spodziewać, choć to "po staremu" brzmiało naprawdę dobrze, prosto i wystarczająco, raczej pozytywnie. — Próbuję opanować nieskończone pokłady energii Oakleya i ogarnąć ten rozgardiasz z nieopisanym pożarem temperamentu — stwierdził parskając śmiechem, na co odpowiedziałam tym samym. Może trochę ciszej, może mniej pozytywnie, ale się zaśmiałam, tak?
Poczułam, jak materac ugina się obok mnie i, och, Yamir, nawet nie waż się zbliżyć, nie pochylaj się tak nade mną i nie...
— Wanda? Coś się stało?
Tak, życie zdecydowanie uwielbiało zanosić się głośnym śmiechem tuż przed moją twarzą. Yamir wybiera ubrania na moją nierandkę, cudowne zrządzenie losu, naprawdę.
Podniosłam gwałtownie głowę, mrugając kilka razy i spoglądając na Hindusa dosyć niezrozumiałym, może i lekko sennym wzrokiem.
— Nie? — mruknęłam, przekręcając głowę w bok, po czym zmarszczyłam czoło i wyprostowałam się, bo jednak nie chciałam skończyć z bólami kręgosłupa na starość. Westchnęłam głośno, widząc to spojrzenie złotych oczu, ewidentnie mówiące "taka odpowiedź mi nie wystarcza". Jęknęłam i poleciałam do tyłu, plecami uwalając się na tych wszystkich szmatkach. — Nie wiem, Yamir, wszyscy nagle wyjeżdżają, znikają, mam wrażenie, że chwila moment i zostanę tu całkowicie sama, i w dodatku jeszcze ta pogoda, jest obrzydliwie, i ten chłopak, pewnie nic z tego nie wyjdzie, i... — przerwałam w odpowiednim momencie, doskonale wiedząc, gdzie to moje narzekanie zmierzało, a niektóre rzeczy wolałam pominąć.
Nie ten moment na szczerość, nie ten.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis