wtorek, 24 lipca 2018

Niby nic [34]

Leniwy uśmiech ciągle wirował na mojej twarzy, szczególnie gdy ciekawskie palce dalej błądziło po ciele, podobnie jak usta, jak dłonie, jak on cały, nawet tym cholernym, charyzmatycznym spojrzeniem.
Pieruńsko uwielbiałem tego skurwysyna, nie ważne, jak bardzo by mi na odcisk nie nadepnął, wydawało mi się, że mógłbym dla tego dotyku zrobić dosłownie wszystko, nie licząc się z wyrzeczeniami i ograniczeniami, bo w końcu, kurwa, czułem się, jakbym cokolwiek dla kogokolwiek znaczył. Niekoniecznie w znaczeniu czysto romantycznym, po prostu tak o, bo ktoś w końcu zwracał na mnie uwagę, byłem w jej centrum, tak, jak lubiłem.
Byłem atencyjną kurwą, szmatą, et cetera i tyle.
I cieszyłem się, że wtedy, na tej cholernej ławeczce go nie odgoniłem, chociaż działał mi na nerwy i podbijał ciśnienie do tego stopnia, że przez kolejne kilka godzin głowa niemiłosiernie mocno mnie bolała.
— Mogę? — spytał, układając usta na mojej piersi, gdzie nabrałem mocniej powietrza i drgnąłem.
Mogłem przysiąc, że gdybym usiadł, po moim kręgosłupie spłynęłaby już strużka potu.
— Kurwa, już mówiłem, Walsh, nie musisz mnie pytać — jęknąłem niby rozdrażniony, niby osłabiony, ale zdecydowanie zatopiony w falach przyjemności.
Przeniosłem palce wyżej i wyżej, do jego karku, głowy, włosów, w które wplotłem je delikatnie. Odciągnąłem wszystkie do góry, odsłoniłem całkiem jego twarz, każąc jednocześnie zwrócić ją w moją stronę, a nie mojej klatki piersiowej. Uśmiechnąłem się, widząc w końcu jego czoło i brwi.
— Jakoś ci tak ładnie — westchnąłem cicho, przyglądając mu się dokładniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis