poniedziałek, 23 lipca 2018

Niby nic [30]

Syczący, mruczący i może nieco wyginający się pod każdym moim dotykiem, reagujący na te małe ruchy mężczyzna był naprawdę spełnieniem najskrytszych marzeń i maszyną do pobudzania, a także wypełniania paska „ego”. Palce wplecione we włosy, widok tych zaczerwienionych warg, już lekko różowych polików i lustrujących mnie uważnie, błękitnych tęczówek, które śledziły każde, nawet to najmniejsze drgnięcie, tak nagle targające moim ciałem.
Byłbym naprawdę nieprzyzwoity, mówiąc, że spodnie niemiłosiernie gniotły mnie już w jajca, ale, kurwa, spodnie niemiłosiernie gniotły mnie już w jajca. A materiał wcale nie ułatwiał sprawy, a jednakowoż uprzykrzał w tym momencie życie i drażnił okrutnie, doprowadzając do istnej, białej gorączki.
Bo kto wymyślił te pierdolone rurki i dlaczego do chuja pana w nich chodzę?
— Zaraz zacznę podejrzewać, że jesteś pieprzonym kanibalem, Oakley — jęknął, a ja zamarłem, bo losie, jakże słodki i przyjemny dla ucha był to dźwięk. Jak bardzo przełączał mi wszystkie kontrolki i odcinał jakąkolwiek świadomość. Jak bardzo przyprawiał o ciarki przechodzące przez całą długość kręgosłupa i jak bardzo nie miałem już określeń na to, żeby oznajmić, że było mi po prostu zajebiście? — Już zrobiłeś mi wystarczająco malinek, zaznaczyłeś, że leżeliśmy razem w łóżku, czy aktualnie mogę zrobić to samo?
Westchnąłem nieco zrezygnowany, ale za chwilę odpuściłem, wcześniej wracając szybko do jego ust i ciągnąc delikatnie zębiskami dolną wargę. Piękną, miękką, pełną dolną wargę.
Wydąłem wargi i zerknąłem na niego wymagającym spojrzeniem, kiwając szybko głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis