— Możesz — odparł szybko ku mojej radości. Odchylił gładko głowę, wyeksponował tę cudowną, długą szyję, mruknął coś i dał mi całkowity dostęp. Mogłem tylko się uśmiechnąć i rozpłynąć w myślach nad tym, jakiego to cuda nie miałem właśnie pod sobą. Już byłem w ogródku, już witałem się z gąską, szykowałem do skoku, muśnięcia ustami słodkiej skóry pod szczęką, gdy chamsko mi przerwał i postawił w kropce swoim zachowaniem, bo no jak to tak. — Ale masz zdjąć koszulkę, nie chcę być odosobniony — rzucił nagle, uciekając spod moich warg i podnosząc się na łokciach, przez co dostałem pięknego strzała prosto w jedynki. Warknąłem, skrzywiłem się i dosięgnąłem palcami dziąseł, żeby zobaczyć, czy wszystko jest na miejscu i czy przypadkiem nie krwawię.
Ku mojej radości, nic, tylko ból, który zaraz zagłuszony jeszcze większym pożądaniem na zbyt wiele się nie zdał.
Nie musiał powtarzać dwa razy, jedna prośba i za chwilę wylądowałem bez koszuli, która znowu skończyła gdzieś na podłodze, przylegając mocno ciałem do tego jego i rozkoszując się smakiem jego skóry.
Nie potrzeba było wiele, żeby pierwsze zaczerwienienie rozkwitło na organizmie mężczyzny. Przyjrzałem się z radością mojemu dziełu, mrucząc pod nosem i za chwilę składając kolejny pocałunek, tuż obok świeżej malinki, dłońmi dalej buszując po torsie faceta.
Palce wygrywały szybki, niespokojny rytm po całej klatce piersiowej, szybko się przemykały, szybko działały, szybko badały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz