poniedziałek, 23 lipca 2018

Niby nic [29]

I dosłownie kilka sekund później znajdował się nade mną, bez koszuli, która oczywiście wylądowała na podłodze w pośpiechu, a następnie rzucił się ze swoimi ustami na moją skórę.
Ssał, przyszczypywał, przygryzał, a ja temu wszystkiemu poddawałem się naprawdę chętnie, bo w sumie już dawno nie leżałem na dole, będąc tym biernym, a raz na jakiś czas po prostu przyjemnie było zamknąć oczy, odchylić głowę do tyłu, pokazując swoją szyję drugiej osobie i po prostu wypchnąć klatkę piersiową do góry, gdy on raz za razem rozkoszował się moją skórą. Kilka razy westchnąłem głośniej, no i może chciałem go zatrzymać po drugim czy trzecim razie, ale przecież niech się bawi póki może, niech się rozkoszuje i niech zostawia ślady, które i tak ostatecznie zasłonię za pomocą golfu czy szalika.
W końcu na dworze było naprawdę zimno.
Jego palce za to po prostu biegały maratony po mojej skórze, wystukiwały rytm, raz na jakiś czas łapiąc skórę pomiędzy paznokcie i wywołując syk z mojego gardła. W tym czasie bezpardonowo wplatałem palce w niebieskie włosy, pociągając nimi przy okazji, bo przecież nie mogłem być dłużny.
— Zaraz zacznę podejrzewać, że jesteś pieprzonym kanibalem, Oakley — jęknąłem, otwierając oczy na chwilę. — Już zrobiłeś mi wystarczająco malinek, zaznaczyłeś, że leżeliśmy razem w łóżku, czy aktualnie mogę zrobić to samo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis