— A więc walcz o swoje Nivan, nawet o marne fajki czy jakiś napitek, zawsze coś, ale błagam, nie za darmo. Nie daj się wyzyskiwać, to jeszcze nie wolontariat — rzucił, fukając przy okazji pod nosem, na co przewróciłem oczami i uśmiechnąłem się szerzej, bo, o losie, kto mi Walsha podmienił? Skąd ten nagły zapał do dbania o moje dupsko? Obrońca uciśnionych, no, no, nie powiem, byłem w lekkim szoku. — Co ci dawali w te wakacje, że tak spokorniałeś, co? Do klasztoru zapisali? — spytał, na co tym razem to ja prychnąłem pod nosem, zerkając na niego z lekka poddenerwowany. — No nie gap się tak na mnie, sam przyznałeś, że cipka się z ciebie zrobiła, ja tylko dopytuję, czym to jest spowodowane, bo trzeba przyznać, że raczej tego nie ukrywasz — kontynuował, próbując się ratować i poprawiając przy okazji swoją stertę papierów. Wyciągnąłem w jego stronę dłoń i puknąłem palcem kilka arkuszy, które za żadne skarby świata nie chciały poddać się mężczyźnie i dalej się przesuwały.
— W sumie już mi to zwisa i powiewa, jak mam być szczery — mruknąłem, spoglądając na profil mężczyzny. Pierdzielone szlacheckie rysy twarzy, udławiłbyś się swoją zajebistością, Walsh. — Chyba się zestarzałem po prostu, nie chce mi się z nimi wykłócać, a nuż jeszcze kiedyś mi się za to wszystko odwdzięczą, kto wie. Uznajmy, że ten jeden, jedyny raz chcę być miły i pomocny i że wyjąłem kij z dupy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz