niedziela, 22 lipca 2018

Niby nic [13]

Kucnął przy mnie, a ja mimowolnie poszerzyłem uśmiech. Dosyć sprawnie i prędko pozbieraliśmy papiery, a następnie w równie szybkim tempie ruszyliśmy przed siebie, bo w końcu ten pieprznięty samorząd musiał dostać swoje papiery.
— Nic mi nie dają, po prostu zrobiła się ze mnie cipka, Adam — odparł, a ja zakrztusiłem się własną śliną, powstrzymując śmiech, bo no tak, Oakley, to już zdążyłem zauważyć, ale że aż tak? — I ok. Z chęcią się stąd wyrwę — dodał jeszcze z uśmiechem powoli wślizgującym się na jego twarz, na co w myślach zdecydowanie się ucieszyłem.
Czy nasze wyjście będzie już można nazwać randką i gdzie to wszystko w ogóle idzie, i o czym ja, kurwa, rozmyślam?
— A więc walcz o swoje Nivan, nawet o marne fajki czy jakiś napitek, zawsze coś, ale błagam, nie za darmo. Nie daj się wyzyskiwać, to jeszcze nie wolontariat — stwierdziłem, prychając pod nosem z teatralnym oburzeniem. — Co ci dawali w te wakacje, że tak spokorniałeś, co? Do klasztoru zapisali? — zapytałem. — No nie gap się tak na mnie, sam przyznałeś, że cipka się z ciebie zrobiła, ja tylko dopytuję, czym to jest spowodowane, bo trzeba przyznać, że raczej tego nie ukrywasz — oświadczyłem i poprawiłem stos papierów w dłoniach, bo ten niebezpiecznie przechylał się na jedną stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis