Wyciągnął te bardzo ładne dłonie z bardzo ładnymi palcami w moim kierunku, poprawiając te cholerne dokumenty, które już powoli zaczęły mi uciekać. Posłałem mu wdzięczny uśmiech i skinąłem głową, bo uratował mnie od kolejnego kartkowego armagedonu.
— W sumie już mi to zwisa i powiewa, jak mam być szczery — mruknął, niezbyt kryją się z tym, że na mnie spogląda, ba, wręcz wywierca we mnie dziurę. Ale czy to mi przeszkadzało? Bynajmniej. — Chyba się zestarzałem po prostu, nie chce mi się z nimi wykłócać, a nuż jeszcze kiedyś mi się za to wszystko odwdzięczą, kto wie. Uznajmy, że ten jeden, jedyny raz chcę być miły i pomocny i że wyjąłem kij z dupy — stwierdził, na co skinąłem głową.
— Uznajmy — mruknąłem pod nosem, bardziej do siebie niż do niego, dalej spoglądając przed siebie. — Patrz, mam dwadzieścia trzy lata, niby taki dziad, a jednak jakoś się trzymam — dodałem jeszcze, parskając słabym śmiechem.
Ostatecznie musieliśmy dojść do tego nieszczęsnego pokoju samorządu, gdzie wymieniłem z Przewalskim tylko grzecznościowe skinięcie głową oraz drobny uśmieszek przez próg, a Oakley zniknął za drzwiami, by zająć się pospiesznym ogarnianiem tym wszystkich papierów i przeprosinami na temat kawy.
Właśnie, powinniśmy jeszcze wskoczyć do mojego pokoju.
Wyszedł w końcu z pomieszczenia, a ja spojrzałem na niego wyczekująco.
— Wskoczymy jeszcze do mnie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz