— Okey — odparł, po prostu akceptując moją decyzję.
I w sumie to cieszyłem się, że nie komentował. Że nie próbował przekonywać. Po prostu. Zgodził się ze mną. A to nawet radowało, bo oznaczało, że chyba decyzja, choć raczej ciężka i cholernie emocjonalna, to była dobra.
Okaże się w przyszłości, prawda?
Bo przecież wiedziałem, że już były plany. Że w kieszeni od spodni nosił małe pudełeczko z pierścionkiem, który w końcu miał wylądować na moim palcu.
I przysięgam, na tę myśl oddech znowu grzązł w płucach, a słowa nie mogły przejść przez krtań, bo naprawdę było dobrze, nieidealnie, ale po prostu dobrze i to nam wystarczało, choć czteroletni związek zdecydowanie nie powinien tak wyglądać.
Niby się uwolniliśmy, a niby zrzuciliśmy na siebie jeszcze większy ciężar.
— Jesteś cudownym człowiekiem, Foma — mruknął, bez krzty emocji na twarzy i wyciągnął w moim kierunku dłoń.
Kto by pomyślał, że tak szybko się odetnie.
Podszedłem do czarnowłosego i po prostu po raz ostatni, choć bardzo tego nie chciałem, przyciągnąłem go do siebie, schowałem twarz w zgłębieniu szyi, bo wiedziałem, że będę tęsknić i chyba zawsze już miałem tak robić.
Tak jak robiłem to za innymi ludźmi, z którymi w końcu nasza droga się rozeszła.
Włożyłem zwinnie dłoń do kieszeni spodni chłopaka, wyciągając prędko pudełeczko, a przy okazji odsuwając się od niego. Podrzuciłem je kilka razy w dłoni, oczywiście chcąc je otworzyć, choć nie powinienem. Wyciągnąłem rękę w kierunku Dextera, podając mu opakowanie.
— Wykorzystaj to na kogoś wartego zachodu, błagam.
I wcale nie płakałem.
Może troszkę, ale te czerwone oczy zdecydowanie mogły zwieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz