— Każde ciepłe słowo, czy pocieszenie pomoże, Sof. Chociaż teraz już aż tak bardzo do tego nie dążę. Oczywiście, fajnie by było wiedzieć, czym jestem i dlaczego jestem, ale jeśli tak się nie wydarzy, to nie mam zamiaru płakać. Najwidoczniej taka będzie wola losu, a ja mam korzystać z życia, jakie mi dał — powiedział, składając razem ręce. Szczerze mówiąc kompletnie się tego nie spodziewałam, ale jeżeli tak to, cóż, lepiej dla niego. Tymczasem jego ogon już całkiem porządnie zajął się dokuczaniem mi w każdy możliwy sposób, łącznie z uderzaniem mnie w nogę i przymilaniem się pod rękę jak kot. — Widocznie chciał mi pokazać, którzy ludzie rzeczywiście powinni dalej przebywać w moim życiu. Nie żałuję, nie jestem zły, ani nic takiego, ba, się cieszę nawet. No bo kto może się pochwalić takimi cudeńkami albo przyrośniętym biczykiem, co? Grunt to kochać siebie. Ależ siem rozgadał, przepraszam. — Przerwał swój monolog, podnosząc nieznacznie kąciki ust. — Jak tam lekcje magikowania?
Westchnęłam, przypominając sobie ostatnią lekcję z Jamesem. Skończyło się to, lekko mówiąc, fatalnie, a głównie zostało mi uświadomione, że jak nie chcę, to niczego się nie nauczę.
— Nie wiem, rodzina już chyba nawet nie robi sobie nadziei, że cokolwiek jeszcze ze mnie będzie pod tym względem. — Westchnęłam, patrząc na małe drzewko rodzinne, które sobie wymalowałam na ręce w pociągu z powrotem. Bo po co plan na tatuaż rysować na kartce jak można od razu zobaczyć jak będzie wyglądał. Z czwórką rodzeństwa ledwie się mieścił na nadgarstku, ale nie mogłam wyobrazić sobie, że sióstr na nim nie ma. — Młodszy brat zbiera wszystkie pochwały, ma zaledwie 10 lat, a już nieźle sobie radzi w szkole. Rodzice są z niego bardzo zadowoleni. — Sama byłam z niego dumna, w końcu zdolny był, ale jednak kuło w środku jak myślałam o tym jak mama mnie cisnęła do nauki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz