Zamrugała nerwowo, niby łania schwytana w pułapkę i odsunęła się ode mnie gwałtownie na tych, och, horrendalnie wysokich szpilkach, w których chyba ledwo się trzymała. Parsknąłem śmiechem w głowie, uśmiechając się tylko pod nosem.
— Nie miałeś wyjechać, Walsh? — zapytała, spoglądając mi w oczy. Co, zawiedziona? — Nikt mi serduszka nie złamał, jestem jebaną oazą spokoju, pierdolonym kwiatuszkiem lotosu kwitnącym na zasranej łące szczęścia — odpowiedziała szybko i chłodno, posyłając mi uśmiech. Obrzydliwie, fałszywy uśmiech, od którego wręcz zaczynało mnie mdlić, przysięgam i obiecuję. — Aj, aj, co by twoja dziewczyna powiedziała, że na taki kijowy tekst próbujesz poderwać gówniary? Chyba że to jednak chłopak ostatnio wyleciał z twojego pokoju?
Przewróciłem oczami, chowając jedną dłoń do kieszeni moich spodni.
— Chłopak — rzuciłem, pokazując zęby w uśmiechu. — Troszkę go rozjuszyłem, za bardzo, ale było przyjemnie. — Do czasu, a przysięgam, chciałem więcej i, kurwa, żałowałem. — Jak widzisz, stwierdziłem, aby zostać i poirytować jeszcze niektóre osobniki, kto mi zabroni — mruknąłem, prostując się.
Przeniosłem wzrok na nadgarstek dziewczyny.
O, kurwa, brawo Walsh.
— Oho, przepraszam, nie to chciałem zrobić, łapiąc ciebie za rękę — stwierdziłem, marszcząc czoło i podnosząc jej dłoń, tym razem zdecydowanie delikatniej. — Też nie najlepszy dzień.
Obejrzałem delikatnie skórę i cóż, chyba powinno przyłożyć się do tego lód.
— Trzeba to schłodzić — mruknąłem, bardziej do siebie, pod nosem. — Co do bycia spokojną, jakoś mi się nie wydaję, spoglądając na tę twoją zapuchniętą buźkę i czerwone oczka. I błagam, nie rób sobie haluksów w tak młodym wieku, kochanie, wysoka jesteś wystarczająco, nogi masz ładne, obcasy ok, ale nie dwudziesto centymetrowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz