niedziela, 6 maja 2018

Zapadnijmy się wszyscy pod ziemię [4]

— E, nie przesadzaj, są w sam raz. Zresztą, nie uważasz, że byłoby nudno bez szkoły, perypetii i upierdliwych pedagogów? No i ludzi. Ja bym chyba oszalał, gdybym was nie miał — powiedział, swobodnie kładąc łokieć na półce. Gdzie on był w te wakacje że zyskał tyle swobody i pewności siebie? — Pasemka bardzo ładne, szkoda, że je tak skitrałaś. — Prychnęłam, przeciągając ręką pasemka do przodu. Wcale nie były skitrane, po prostu niekoniecznie musiały lecieć mi na twarz. — A odpoczynek odpoczynkiem, nie lubię tak leniuchować, ruszać się trzeba, a raczej muszę, bo mi inaczej palma porządna odbije — dodał, a ja kiwnęłam ze zrozumieniem głową. Nogi mnie zaczęły boleć, więc usiadła na ziemi, opierając się plecami o półkę, a zaraz chłopak również do mnie dołączył.
— No tak, w sumie racja. Ale brakuje mi dobrej pogody, niedobrze mi od tej duchoty — zaśmiałam się pod nosem — Przepraszam, już przestaję marudzić. — Wyprostowałam plecy i podciągnęłam nogi do siebie, kładąc na nich brodę. Palcem stukałam w dywan, rysując na nim różne wzory. Podniosłam głowę i spojrzałam na Aurelka. — Moja ciocia kiedyś miała przyjaciółkę, która myślała, że jest czarownicą, aż jej pewnego dnia wyrosły rogi jelenie. Ciężko jej było się do tego przyzwyczaić, ciągle w coś uderzała. No i musieli sufity w domu podnieść, łóżko wydłużyć i tak dalej. Nigdy nie dowiedziała się co się stało, pomimo tego, że była u niezliczonej ilości lekarzy, specjalistów i magów. —Wyprostowałam znowu nogi, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. — Przepraszam, to miało cię pocieszyć, że nie jesteś jedyny, ale w sumie to chyba wcale nie pomaga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis