— Ej, na pewno wszystko w porządku? No, może nie wszystko, bo zawsze się coś znajdzie, ale tak mniej więcej? — spytał nagle, a ja otworzyłam oczy i położyłam się na boku, tak by popatrzeć na Yeva. Złote oczy przyglądały mi się zatroskane, jakby się martwił czy dobrze że zapytał i czy wszystko dobrze powiedział. Posłałam mu uspokajający uśmiech, a przynajmniej taki miał być i spokojnie kiwnęłam głową.
— Tak — powiedziałam, chociaż był to raczej szept — Tak myślę — dodałam już normalnym głosem. — To znaczy, masz rację, zawsze coś jest, ale jakoś sobie trzeba radzić, prawda? — opłynęłam myślami, zastanawiając się co Yev chował za tą czasem pojawiającą się zatroskaną miną. Co prawda nie było to często, i zwykle od razu jak złapał czyjś wzrok to wracał na usta promienisty uśmiech, ale były chwile, w których błysk w oczach gasł a zmarszczki na czole rosły. — Pojedziesz ze mną kiedyś do Valentine? Odwiedzić moją rodzinę? Przyrzekam, że ciocia robi najlepszą herbatę malinową jaką w życiu piłeś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz