W gardle mi zasychało, łeb napieprzał mnie jak młot, więcej już nie będę pić i tak dalej, i tak dalej, a wszystko przeplatane wstęgą, miedzą zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą. Na domiar złego gdzieś z tyłu głowy ciągle miałem przypomnienia o obowiązkach, stertach papieru i odpisanie na ten pieprzony list z Latakącego, bo kolejny profesorek wymyślił sobie, że uraczy Mińska swoimi wypocinami, których wiadomo, że ten nawet nie przeczyta i wiadomo, że ten nawet ich nie napisał. Każdy wyręczał się każdym, a laury i tak zbierał cesarz.
Naprawdę, chuj mu w to rozpasłe dupsko. Rucha nas gorzej niż Walsh Davona, czy tam na odwrót.
W sumie chyba powinienem z nim i tym porozmawiać. Nie po to żeby zrobić mu o coś aferę, wcale.
— Kogo najbardziej lubisz w szkole z uczniów? W sensie, kto twoim zdaniem ma najlepszą osobowość? — spytał nagle wprowadzany, na co mogłem zareagować tylko nieco oburzonym zerknięciem skierowanym w jego kierunku.
— Co to za pytanie — parsknąłem cicho. — Każdy ma na swój sposób najciekawszą czy najlepszą osobowość, nie mam zamiaru kogokolwiek faworyzować. — Żeby jeszcze potem łaził i mówił kogo lubię najbardziej. Po moim trupie. — Wracając. To tyle z mojej strony, pokazałem ci wszystko, spieszę się. Jeśli masz jakieś pytania, to z pewnością jeszcze reszta uczniów ci na nie odpowie. Obowiązki wzywają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz