Ta, ten wzrok, to myślenie, ten chłód bijący od drugiej jednostki. Brak życia w Shellu potrafił zabić nawet mnie, całkiem wybić z rytmu i osłabić, odebrać potrzebę zabierania otoczenia, bo potrzebowałem komu je odbierać, a on?
A on rzeczywiście był tylko muszlą na dane.
Bez informacji był pusty. Nie miał iskry. Nie miał tego czegoś, co każda inna, żyjąca istota.
— Nie jestem rasistą w kwestii kolorów. — Nawet jeśli myślałem w sposób podobny o świecie, to zdecydowanie jego typ wyrażania się był dla mnie nie tyle, że intrygujący, co irytujący. Nie ważne jak bardzo bym nie kochał matrycy, klawiatury, czy błękitnego światełka, to jednak osoba z tymi wszystkimi cechami, które widujemy w sci-fi była dla mnie obca. Po prostu. — Jest mi to obojętne.
Kiwnąłem głową. To będzie czarny, nie palcuje się ani nic, a nawet pasuje mi do tej całej jego otoczki. Cokolwiek.
— Co dokładniej robicie w wolnym czasie? — zapytał, a wtedy spojrzałem na niego przelotnie, żeby za chwilę wrócić wzrokiem do jego twarzy i uśmiechu numer dwadzieścia dwa. Mojego uśmiechu numer dwadzieścia dwa i oh losie, pieprz się sztuczna inteligencjo, wyrób własne normy, jeśli potrafisz. — Biegacie po drzewach czy snujecie się po szkole, udając ważnych? A może to i to? — Uniosłem kąciki ust i ponownie uciekłem od niego spojrzeniem.
— Zapierdalamy. — Ostatnia prosta. — A poważnie, to zależy od osoby, nie powiem ci. Niektórzy się uczą, inni kłusują po dziedzińcach, a jeszcze kolejni znajdują pocieszenie we wszelakich maści używkach. — I nie, to przecież wcale nie o mnie.
Dotarliśmy wreszcie przed drzwi, które otworzyłem zgrabnym, szybkim ruchem i zaprezentowałem pomieszczenie mężczyźnie.
— Proszę bardzo, to twoja kwaterka, rozgość się, pójdę po kuralet i jeszcze coś dopytać, za chwilkę wrócę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz