wtorek, 8 maja 2018

Wprowadzenie: Shell [4]

— Dobrze, Oakley — odparł tylko tym chłodnym nadawaczem podobnym do Ivony. Założył ręce na piersi, bujnął biodrami i spojrzał, cholera jasna, parszywie lodowatym, błękitnym okiem, które nawet mroziło krew w żyłach, a na domiar złego, sprawiało, że bóle coraz bardziej mi dolegały i dlaczego odnoszę wrażenie, że znowu mam pieprzony krwotok?
Odwróciłem się na pięcie i nie czekając dłużej, ruszyłem przed siebie. Krótkie nasłuchiwanie, żeby upewnić się, że rusza za mną swoje szanowne cztery litery, a później już tylko spokój. No, nie do końca, bo wciągnął na ryj jakąś maskę i chuj wie, co w niej tak właściwie robił, ale mogłem tylko to zignorować i starać się uporządkować myśli. Tysiące myśli. O wszystkim i o niczym. O mamie, Yamirze, Renuli, Wandzie. Nawet o Adamie, no proszę państwa, cud, poświęcam mu kawałek miejsca w głowie i oddaję czas.
Ale przede wszystkim trzeba było go wdrążyć w szkolne życie i to tym powinienem się właśnie zajmować.
— Sam... To znaczy, Oakley. — Odwróciłem głowę w stronę mężczyzny, który na dosłownie chwilkę się zawiesił. — Czy ty kiedykolwiek złamałeś prawo?
Uniosłem brwi, spojrzałem na niego bez krztyny zrozumienia.
Kurwa.
Ale za chwilę parsknąłem śmiechem, ściągnąłem dopiero co podniesione brewki w zdecydowanie kpiącym geście i uśmiechnąłem się ironicznie. Firmowym uśmiechem numer dwadzieścia dwa.
— Tak, podpierdoliłem cuksa, jak jeszcze robiłem w pampera — rzuciłem drażliwie, krzywiąc się, jak kot srający na płocie. — Oczywiście, że nie, co to za pytanie. I zdjąłbyś, kurwa, tę maskę, nie chcemy wszczęcia działań antyterrorystycznych — dodałem niby nieco żartobliwym, ale jednak dalej śmiertelnie poważnym i znudzonym tonem.
Czego mogłem się spodziewać po pieprzonym AI?
— Mniejsza. Dojdziemy za chwilę do twojej nowej kwatery. Na łóżku będziesz miał zestaw mundurków, na lato i zimę, a także wszystkie podręczniki. Będzie dobrze, dopóki ich nie zgubisz. Jesteśmy teraz w akademiku, tamten zapyziały budynek, który pewno zdążyłeś zauważyć z dziedzińca, to biblioteka, tamten w oddali należy do nauczycieli, ich mieszkanka i tak dalej. Szkoła to wiadomo, ten, co został jako ostatni. W okolicy mamy ładny, dość spory lasek z altanką i jebitnym drzewskiem na środku. Ogoniaści lubią się tam zapuszczać w wolnych chwilach. No i jest miasteczko. Niezbyt duże, ale monopolowy się znajdzie, kawiarnia nawet dobra jest i ryneczek przyjemny do popołudniowych posiedzeń, Nawet pouczyć się w spokoju można.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis