wtorek, 8 maja 2018

Wprowadzenie: Shell [3]

Czekałem spokojnie, aż niebieski samiec skończy swoje oględziny. Widziałem, że spogląda na mnie z tą dziwną mieszaniną uwagi i czegoś na wzór wyższości. Byłem gotowy dopytać o tę kwestię, lecz wtedy humanoid wygiął wargi w pseudouśmiechu. Chociaż, gdybym ja miał to określić dokładniej, byłby to półuśmieszek z dozą inercji w stosunku do otaczającego istotę świata.
— Cześć. Shell Asimov, jak przypuszczam? — Wpatrywałem się w niego beznamiętnie, oczekując, że rozwinie swoją wypowiedź. Ah, dlaczego ludzie nigdy nie określają się dokładnie, używają tych metafor, przenośni i eufemizmów? Robią tym problem zarówno sobie i stworzeniom takim, jak ja. Samiec wydał z siebie dziwny dźwięk, który sprawił, że uniosłem delikatnie brwi.
— Doskonale zdaję sobie sprawę, gdzie mógłbyś znaleźć Pana Mińska, ale wątpię, żeby odwiedziny w jego skromnych progach skończyłyby się dobrze, czy to dla ciebie, czy dla mnie. — Osobnik zgiął kartki, które trzymał w dłoni i schował je do kieszeni — Nivan Oakley, mam cię wprowadzać, taki wymóg. Jeśli pozwolisz, najpierw skoczymy do twojego pokoju, zostawimy tam twoje szpargały i przedstawię ci realia naszej jakże cudownej uczelni.
— Dobrze, Oakley. — Skinąłem głową, wyuczonym, lecz w moim przypadku niepotrzebnym, ruchem przeniosłem ciężar ciała z jednej nogi na drugą, a następnie skrzyżowałem dłonie na piersi. Przebiegłem wzrokiem po ciele niebieskiego młodziana. Niczym nie wyróżniał się od istot, z jakimi miałem już do czynienia. To dobrze, a zarazem źle. Niby pozostanie w nieświadomości, co do prawdziwego podgatunku osób na mojej drodze jest bezpieczne, to i tak ciągnie mnie ku pojmaniu samca i zbadaniu go dokładniej niż zrobił to ktokolwiek inny.
A śmierć byłaby jedynie efektem ubocznym.
Podążyłem za Nivanem do mojego pokoju w ciszy, analizując każdy ruch osobnika. Kiedy zerknąłem po raz kolejny na twarz towarzysza, tym razem dłużej i dokładniej, coś wywołało alarm w moim systemie.
„Wykryto zgodność”
Nałożyłem maskę, aby nikt nie przyłapał mnie na przeglądaniu swojego kodu. Wiedziałem, że wtedy staję się jeszcze bardziej niestabilny, a wolałem uniknąć zbędnych pytań.
Sprawdziłem przyczynę ostrzeżenia, przechodząc do bazy danych. Jako program wojskowo-śledzący, miałem dostęp do informacji na temat przestępców z różnych krajoświatów. Zarówno tych, co mordowali bez mrugnięcia okiem i tych, co byli winni kradzieży drobnych przedmiotów. Znajdowała się tam jednak jeszcze jedna kategoria, która budziła „lęk” wśród AI. Hackerzy. I, ku mojemu zdziwieniu, imię i nazwisko tego osobnika jawiło się w rejestrze jako możliwe zagrożenie. Nie miałem, niestety, dostępu do wszystkich informacji, ale na bazie posiadanych wywnioskowałem, że zapewne otarł się kiedyś o firewalla jakiegoś złośliwszego elektronicznego stworzenia, który od razu podkablował go do zarządu bazą danych. Gardziłem takimi bardziej niż cholerną Vistą.
— Sam... To znaczy, Oakley. — Poprawiłem się szybko, dochodząc do wniosku, że nazywanie chłopaka „samcem” nie doprowadzi nas do niczego dobrego — Czy ty kiedykolwiek złamałeś prawo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis