Opuściłem pospiesznie pokój, kierując się w stronę sal piekielnych. Ogarniaczowy pokój samorządu, papiery, papiery, w papierach Foma, w papierach ja, w papierach Wanda, a wszystko znowu w papierach.
Westchnąłem cicho, rzucając kolejne papiery na biurko, łapiąc za czarny kuralet, kartę atlancką chłopaka, o której zapominać raczej nie powinienem i posłałem Przewalskiemu słaby uśmiech, który niby odwzajemnił. Zarypać się idzie w takich warunkach, naprawdę.
Szybkimi krokami wróciłem do mojego podopiecznego i otworzyłem szeroko drzwi, żeby zastać go właśnie w trakcie ładowania baterii, znając życie. Nie chciałem wiedzieć, jakie rachunki potem przyjdą, ale Mińsk z pewnością wróci do picia, nieważne jak skrzętnie Nibyłowski by mu alkoholi nie pochował.
— Czy możemy już iść dalej? — spytał, błyskając tymi niebieskimi oczętami. No, ma chłopak tempo, nie ma co.
— Podładuj się do końca, czy co tam robisz i tak mam jeszcze dwie rzeczy do ogarnięcia. Prosz, prosz, to wasz kuralet, czarny ci wziąłem, taki neutralny, się nie palcuje i nie brudzi jak reszta — mruknąłem, podchodząc do niego ze sprzętem. — No i jeszcze mam tutaj twoją kartę atlancką. Cudeńko ci zapewnia bezpieczeństwo, z jej pomocą zrobisz zakupy w mieście, jest twoim identyfikatorem no i ogólnie rzecz biorąc, lepiej jej nie gub — kontynuowałem, kładąc rzeczy obok chłopaka. — A jak o zwiedzanie chodzi, to wolałbyś najpierw obrać kurs na samą szkołę, bibliotekę, czy może ruszyć w miasto?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz