Doskonale znałem to spojrzenie. Pełne trwogi i przerażenia, bo Wanda Anastazja Przewalska zawsze była rozumnym dzieckiem i doskonale łapała szczegóły.
Może nawet lepiej ode mnie, sądząc po ostatnim anonimowym artykule w naszej szkolnej gazetce, do której panna Ivens wstawiała wszystko, byleby zebrać te swoje kolejne pieprzone ruble, jakby miała ich za mało. Bo przecież nie zauważyłem tych drobnych oczywistości, które gdzieś krążyły w moim umyśle od pewnego czasu.
Zacisnąłem dłoń w pięść, otworzyłem usta, by ryknąć, ale zamiast z tego z krtani wydobył się marny, przerażony i śmiechu warty jęk, bo przecież doskonale znałem to uczucie, już kiedyś tego doświadczyłem, ale tak samo doskonale wiedziałem, że to wszystko musi być cholernym, kurewskim i idiotycznym kłamstwem, żartem jakiegoś świetnego rodzaju, idiotyzmem wymyślonym na poczekaniu.
Byłem słaby, pierwszym ogniwem w łańcuchu pokarmowym, marnym, godnym tylko wykorzystywania, jak się okazało.
Ale przecież to wszystko były kłamstwa.
Jęknąłem po raz drugi, głośniej, z większym żalem. Sam nie wiem, czy do niego, czy do siebie, bo w sumie mogłem po prostu nie być idiotą, prawda?
Łzy w końcu musiały polecieć, klatka piersiowa ponownie bolała, uciskała, a ja nie mogłem wziąć oddechu, dopóki wątłe ramiona nie przyciągnęły mnie do siebie, a smukłe palce nie wsunęły się pomiędzy włosy. Otworzyłem usta, chcąc cokolwiek powiedzieć, wydać jakikolwiek dźwięk, byleby nie kolejny jęk, bo byłem słaby, tak bardzo słaby, a przecież każdy mu to powtarzał.
— Nic nie mów, Foma, nic nie mów — szepnęła słodko do mojego ucha, blond włosy muskały moją twarz, gdy kołysała się ze mną w zwolnionym tempie. — Wszystko będzie dobrze, kochanie.
— Znudziłem mu się, Wanda — stwierdziłem, pomiędzy czkawką spowodowaną moim nędznym płaczem. — Znudziłem i tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz