Spojrzałem, oczywiście dalej dość smętnie i niechętnie, na dłoń dziewczyny, tak dokładnie opinającą ją rękawiczkę, a to wszystko wystawione w moją stronę, oczekując chwycenia jej, ruchu, działania. Czegokolwiek.
— Wybaczone i zawsze do usług, kochanie ty moje — odparła ze śmiechem, a ja możliwe, że znowu się skrzywiłem, bo mimo wszystko nie przepadałem za określeniem „kochanie”. Szczególnie jeśli padało z ust osoby, z którą moja przeszłość do najlepszych nie należała i to głównie pod tym kątem. — A teraz chodź, idziemy posłuchać dobrej muzyki, wypić herbatę, kawę lub wódkę, ale to ostatnie organizujesz sobie sam i pilnujesz się, bo nie chcę zbierać twoich wymiocin z dywanika, a następnie porządnie opieprzyć porządnie Kumara za to, że ciebie nie pilnuje, ok?
Prychnąłem cichym śmiechem, łapiąc w końcu dłoń, ale i tak podnosząc się o własnych siłach, bo chyba prędzej Przewalska by na mnie poleciała, niż pomogła mi wstać.
— Jak rasowe, załamane, samotne, ale za to silne i niezależne dupy, kupmy dwie butle wina i zaszalejmy. Zresztą, słyszałem, że toczyłaś o to bój z bratem, co? Chodź, trza cię przechrzcić. — Nim zareagowała w jakikolwiek sposób, objąłem ją ramieniem i ruszyłem w stronę pierwszego lepszego monopolowego po ukochane Maryjki, jak to nazywaliśmy je z mamą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz