Bez najmniejszego zawahania wyciągnęła dłoń w stronę tabliczki i przyjęła szybko kostkę, obdarzając mnie przy tym cudownym uśmiechem.
— Właśnie tak — mruknęła, ponownie przykładając kieliszek do ust i ponownie biorąc łyk wina. — Gdzie zaginął Yamir? Dalej muszę go przetrzepać za zostawienie ciebie samego na takim chłodzie, niech nie myśli, że ujdzie mu na sucho — rzuciła z lekkim oburzeniem, marszcząc porządnie czoło i zerkając na mnie nieco zirytowanym spojrzeniem, które jednocześnie wymagało wszelakich odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
Parsknąłem cicho i pokręciłem głową, samemu upychając odrobinę czekolady do ust. Musiałem powstrzymać się od jedzenia jej jak batonika i zadowolić beznadziejnymi, dwoma, złączonymi kosteczkami.
Wzruszyłem ramionami, markotniejąc z chwili na chwilę i spoglądając na nią wzrokiem może zbyt mocno klepniętego po boczku szczeniaka.
— Nie wiem, pewnie siedzi z Renee, w sumie, cholera to wie — rzuciłem, prostując nogi i kładąc je obok Wandy. — Mało czasu ostatnio z nim spędzam. Prawie wcale.
Ułożyłem dłonie z kieliszkiem na moich udach i westchnąłem ciężko.
— Gorsze dni po prostu. Pewnie jak ogarnę już lepiej pracę u Mińska, opanuję jakoś te wszystkie listy et cetera, to znowu wróci do normy. Póki co od siebie poodpoczywamy — dodałem nieco radośniej, stukając palcami o nóżkę naczynia. — I nie zabijaj go, nie ma takiej potrzeby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz