— Chcę cię przeprosić — odezwał się po chwili ciszy, podczas której niespokojnie przesuwał się po fotelu, poprawiał, przecierał policzek, drapał nadgarstek, czy wypychał policzek językiem. Całokształtem nie zachwycał i nawet będąc w tej eleganckiej, drogiej koszuli, spodniach w kant i tak idealnie ułożonych, zaczesanych do tyłu włosach, nażelowanych, tak dokładnie przystrzyżonych, to dalej wyglądał jak najzwyczajniejsze w świecie, zagubione dziecko, które za bardzo nie wie, co powinno z sobą zrobić.
— Nie powinieneś przepraszać mnie, tylko mamę — odparłem krótko, zakładając nogę na nogę i podpierając się rękami na łóżku, po obu stronach ciała. Zerknął na mnie wymownym spojrzeniem, które dosłownie mówiło, że doskonale o tym wie, ale już przecież to robił. — To, że przepraszasz mnie, nie ma najmniejszego znaczenia i nic nie robi. Nie skrzywdziłeś mnie. Ty… Nie jesteś kimś… To znaczy, nie masz... — westchnąłem ciężko i pochyliłem się do przodu, automatycznie się garbiąc, bo nie potrafiłem ubrać tego wszystkiego w słowa i doskonale wiedziałem, że skończę, mówiąc mu prosto w twarz to, co o nim myślę.
— Śmiało.
— Nie znam cię. Nie żyłem z tobą. Nie mam z tobą jakiejkolwiek więzi. To jest na zasadzie, gdyby jakaś osoba z ulicy do mnie podeszła i powiedziała, że przeprasza mnie za to, że kiedyś gdzieś tam okradła mojego krewnego. To nie ma... — Ponownie sapnąłem. Naprawdę nie wiedziałem, co robić, jak mówić i wiedziałem, że brzmiałem jak skończony popapraniec, że do niczego nie dochodziliśmy, ale czułem, że powinienem spuścić przed nim parę. — Mam cię w dupie. Głęboko. Powtórzę to kolejny raz, jedyną osobą, którą powinieneś przepraszać za odejście, jest mama. Bo nie odszedłeś ode mnie, nie zostawiłeś mnie. Nie możesz zostawić osoby, której nie znasz, z którą nie spędziłeś czasu, nie miałeś żadnej więzi. I w tym momencie, ty jesteś dla mnie nieznajomym. Nic mnie z tobą nie łączy oprócz genów i...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz