poniedziałek, 7 maja 2018

Ojciec Marnotrawny [8]

Ciekawe jak dziwnie się czuli, rozmawiając ze swoim lustrzanym, nieco skrzywionym i oderwanym od rzeczywistości, odbiciem. W wydaniu nieco starszy i nieco młodszy.
Naprawdę, brakowało tylko piorunów strzelających z oczu, dramatycznego zbliżenia na ich twarze i jeszcze bardziej tragicznej muzyki, która jeszcze długo dudniłaby w głośnikach i uszach oglądających całe przedstawienie.
Bardzo chciałem wiedzieć, co dzieje się w głowie i jednego i drugiego, co tam musi grać, wrzeszczeć, walczyć o dominacje. Co rzeczywiście chcieliby powiedzieć tej osobie, a co skutecznie filtrują, żeby tylko nie wywołać większego kociokwiku.
Miałem świadomość, że nie powinienem się przysłuchiwać i obserwować, bo to była sprawa tylko i wyłącznie między tą dwójką, która miała przed sobą zdecydowanie zbyt wiele niewypowiedzianych słów, niezaznanych słodyczy i goryczy, a także gestów, więzi, zbyt wiele nieprzeżytych chwil, które powinien mieć ojciec z synem.
Zbyt wiele rzeczy, które nigdy nie nastąpią, bo nawet jeśli któryś chciał coś naprawić, to obaj spalili te mosty, rozwiali prochy i zostawili za sobą jednie przepaść, na którą patrzeć nie mieli zamiaru.
— Więc o czym chcesz gadać? — spytał w końcu Nivan, krzywiąc się delikatnie i znowu zapadła ta nieprzyjemna cisza. — Nathan? — dodał po dłuższej chwili namysłu, nieco drżącym głosem i z porządnie zmarszczonym czołem.
Mężczyzna się uśmiechnął, nieco szerzej, nieco radośniej i szczerze.
Nivan natomiast już tak bardzo nie buzował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis