Nie wiedziałem, co powinienem czuć, co powinienem robić, jak działać, co mówić, dlatego po prostu wyrzuciłem wszystkie karty, pokazałem to, co miałem pokazać już od dawna i otworzyłem się całkowicie przed zupełnie obcą mi osobą, której tak długo mi brakowało i której tak długo nie chciałem widzieć na oczy, a mimo wszystko teraz czułem dziwną przychylność. Uczciwie mówię, że wszystkie zmartwienia zniknęły, że wszystko, co się działo zdawało się tak błogie, tak lekkie, że coś musiało nie grać.
I dopiero wtedy jakaś zapadka mi kliknęła, coś przeskoczyło, a ja sam otworzyłem szerzej oczy, rozumiejąc to, co niejednokrotnie gadała o nim mama, gdy spotykała się z Vitą.
Wszystko znowu opadło, znowu mnie przytłoczyło, żółć wróciła do żołądka, podbijała do gardła, a ja zacisnąłem nerwowo dłonie na pościeli.
— Ty chuju — warknąłem pod nosem.
— Robię to dla twojego dobra, Niv — mruknął ze znacząco kpiącym głosem, jakby chciał tylko pokazać, że był ode mnie lepszy, że jestem zwykłym szczylem, gówniarzem, który nie powinien otwierać pyska i posłusznie dreptać za właścicielem. — Nie poczułeś się lepiej, mogąc zrzucić to wszystko? Pozbyć się tego? Wywalić z głowy na dobre?
— Dlatego mnie kontrolujesz? Mamę też zmanipulowałeś, jak chciałeś ją bzyknąć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz