— Technologia otacza nas ze wszystkich stron, a wy nieustannie w tych świstkach siedzicie — mrukną leniwie. — Nie łatwiej by było drogą elektroniczną? Cierpień duchom drzew, które przewracając się w grobach na widok swojego truchła, które skończyło, jako podkład dla tego pierdolenia byście oszczędzili, świat przed zagładą uchronili i miejsca w gabinetach zachowali więcej. — Westchnąłem bezbożnie, bo przecież taki zapał i w dodatku głuchy idealizm powinno się spotykać tylko w legendach albo ewentualnie na podwieczorkach u jakiejś sekty, która w międzyczasie zamierzała spalić kilka intergalaktycznych dziewic. Cóż powiedzieć więcej mogłem, jak tylko pokręcić z przykrością głową.
— Ta banda idiotów nazywa to przywiązaniem do tradycji i dbałością o kulturę, coś o postępującym analfabetyzmie pisemnym i inne bzdety. Poza tym główny dostawca papeterii do nasz wszystkich to brat ciotecznej babci z jakiejś tam pokręconej gałęziowo rodzinki, a wiesz, ostatecznie forsa zawsze zostaje w rodzinie — poinformowałem chłodno chłopaka, zabierając się za układanie książek na półkach, byle tylko zająć czymś ręce. — Myślałeś czym się zajmiesz w przyszłości? — rzuciłem, nawet nie odwracając się w jego kierunku, stojąc plecami do biurka. Skoro zabrał się za zdobywanie doświadczenia to swoje musiał wiedzieć, ale nadal ciekawiło mnie, kim by chciał zostać w przyszłości Oakley. Demoniczny pan podziemia? Dostawca pizzy? Gość ze zmywaka ze stanowiska obok? A może jednak miał jakieś ambicje wykraczające poza ćpanie, chlanie i pieprzenie.
— Na kurę domową mi nie wyglądasz, chociaż ten twój szczenięcy wzrok ciągnący się za Hopecraftem bywa nawet uroczy. Jakieś studia, konkretna praca? — zagaiłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz