Kolejne kilka liter pojawiło się na papierze, kropek, przecinków, pieprzonej interpunkcji, której od dawna nie stosowałem, bo w notatkach się połapię, a w internecie i tak nikogo to nie obchodzi.
— Ta banda idiotów nazywa to przywiązaniem do tradycji i dbałością o kulturę, coś o postępującym analfabetyzmie pisemnym i inne bzdety. Poza tym główny dostawca papeterii do nasz wszystkich to brat ciotecznej babci z jakiejś tam pokręconej gałęziowo rodzinki, a wiesz, ostatecznie forsa zawsze zostaje w rodzinie — mruczał monotonnie, grzebiąc coś przy półeczkach, ustawiając książki, dokładniej, co mogłem zaobserować dopiero gdy nieco się odsunął. Uśmiechnąłem się pod nosem i pokręciłem głową. No tak, gospodarka przede wszystkim, jebać wygodę i przyszłość ludzkości, która zaraz zacznie się dusić tym, co sama wydziela. Nie, kurwa, byle bratanek mógł sobie kupić nowego Roleksa, jakby zwykły zegarek z chińczyka mu nie starczał. — Myślałeś czym się zajmiesz w przyszłości? — spytał nagle, na co ponownie podniosłem swoje spojrzenie na jego osobę, by zaraz znowu skupić się na kartce, liście i odpowiedzi, którą powinienem był udzielić. — Na kurę domową mi nie wyglądasz, chociaż ten twój szczenięcy wzrok ciągnący się za Hopecraftem bywa nawet uroczy. Jakieś studia, konkretna praca?
I wcale nie zacisnąłem mocniej palców na tym jebanym długopisie, wcale nie uśmiechnąłem się w nerwowym geście i wcale nie uderzyłem piętą w podłogę odrobinę za mocno.
— Nie, do kogucika mi daleko — odparłem, starając się zachować pozory spokoju. — W przeciwieństwie do pańskich korespondentów wierzę w ogólny sukces informatyczny. Celuję w programowanie i inne takie pierdoły. Jak nie wyjdzie w korpo, to zrobię z siebie drugiego Cukierberga. — Zastukałem pisakiem o blat. Albo znowu zamotam się w psuciu zabezpieczeń i pobieraniu pieniędzy z niczego nieświadomych banków. Do ciągu cyferek.
Do mojej nory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz