wtorek, 22 maja 2018

Jaki ojciec, taki syn [4]

— Nie myślisz czasem, że to wszystko jest bez sensu, gdy ostatnia resztka nadziei woła w tobie o skoczenie z tego ziemskiego padołu i ominięcie wszystkich bezsensownych działań twojego życia? — spytał w odpowiedzi z niezwykłą, wręcz końską dawką zdesperowania w głosie. Prychnąłem cicho pod nosem, podchodząc przy okazji do blatu jego biurka i wymownym ruchem rzucając świstki na sterty kopert i zapełnionych arkuszy. — Jak nie, to nie mógłbyś chociaż tych cholerstw spalić? — dodał ciszej, zerkając wymownie na papiery. Uniosłem brwi, żeby za chwilę oprzeć się bokiem o biurko i założyć ręce na piersi, oczywiście nie ściągając wzroku z siedzącego na podłodze mężczyzny.
— Nawet bez dopuszczających się seppuku marzeń o byle jakim jutrze i jeszcze mniej ciekawym żywocie,  jestem świadom, że to wszystko nie ma najmniejszego znaczenia — parsknąłem ze znudzeniem, zerkając przez ramię na dokumenty. — A palenie nie w moim interesie, kazali przynieść, przynoszę, tyle.
Rozglądnąłem się po pomieszczeniu. Od mojej ostatniej wizyty, która okryła się niemałą sławą i podobnymi legendami, zbyt dużo się nie zmieniło. Dalej smród, kiła i mogiła, typowo pod stanowisko, bez jakichś fajerwerków. No, po macoszemu bym powiedział, chociaż mieli tu podobno wyższe standardy niż w reszcie placówki.
No, a w tym wszystkim rozmemłany, rozbabrany Mińsk, który, dosłownie, dosięgał jeszcze przed chwilą policzkiem dna. Nawet jeśli fizycznie się podniósł, to bardziej niż pewne było, że całą resztą dalej babra cię w gównie i to nie że od teraz. Od zawsze. Od założenia tej placówki, dokładniej, tak myślę.
No bo chyba nawet debil by dostrzegł, że nasz kochany dyrcio jest w stanie sięgnąć wyżej niż półka w barku, czy pysk nieposłusznego uczniaczka. Albo to ja miałem mylne wrażenia odnośnie mężczyzny, który może w rzeczywistości był prostszy niż budowa cepa.
No, przesadzam.
Zresztą, błysk inteligentnych oczu zaraz odciągnął mnie od tej poronionej idei, Mińsk był w pizdę inteligentny, tyle.
— Słyszałem, że został pan bez asystentki? — rzuciłem niepewnie, wiedząc, że wkraczam na niebezpieczne tereny.
Ale chciałem. Potrzebowałem. Zarobku i fizycznego i mentalnego, a nuż się trafi okazja, a nawet jak nie trafię, to przynajmniej się próbowało.
Bo kto by się nie pokusił o łatwiejszy wgląd w pewne sprawunki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis