wtorek, 22 maja 2018

Jaki ojciec, taki syn [5]

— Nawet bez dopuszczających się seppuku marzeń o byle jakim jutrze i jeszcze mniej ciekawym żywocie,  jestem świadom, że to wszystko nie ma najmniejszego znaczenia — parsknął, zerkając na dokumenty. I właśnie dlatego nienawidziłem rozwrzeszczanych bachorzysk, które nie były w stanie zrozumieć ciągnącego się jak rozlazły ser bólu mojego serca. Pierdolone japońskie punkowo fanowskie szmiry, których jedynym celem w życiu było rozpijanie się tanim sikaczem. W dodatku tym ruskim, za pięć rubli z pobliskich monopolowych. To było uwłaczające dla kubków smakowych przeciętnego odbiorcy, ale jak od wieków wiadomo:
Studenci to nie ludzie.
— A palenie nie w moim interesie, kazali przynieść, przynoszę, tyle. — Palenie nigdy nie było w czyimkolwiek interesie, a cały bzdurny materiał należało sprawdzić, przynieść, poprawić i przysięgam, że dostawałem szału. Tym  bardziej, że Est odeszła, Cesarz nadciągnął, a przyjazd Atheny jedynie pojawiał się coraz wyraźniej na horyzoncie.
— Słyszałem, że został pan bez asystentki? — Podniosłem wzrok i przy okazji tyłek z podłogi, otrzepując się z niewidzialnego pyłu i kurzu, który pewnie zalegał na moich spodniach oraz marynarce. Fiu, fiu, rozochocił się smarkacz najwyraźniej.
— Asystentkę zdobyłem w końcu w trudach, panna Williams zdaje się być odpowiednio dobraną osobą na te stanowisko. Ale sekretarką bym nie pogardził. Masz coś konkretnego na myśli, Oakley? — spytałem nieco ostrzejszym, bardziej charkliwym tonem, wracając powoli do swojego normalnego trybu bycia. Nikt nie może pozwolić sobie na słabość nazbyt długo, prawda? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis