— Oprócz weekendów i śród, to codziennie mogę, nie powiem, ile mi to zajmie. Sam tempa swojego jeszcze nie mam wypracowanego, a i zależy jak to z polotem będzie. W każdym bądź razie dziękuję pięknie i zgaduję, że będę starał się wypaść jak najkorzystniej, pracować jak najefektywniej i cała reszta tej regułki, czy co to tam było. — Odchylił się nieco mocniej na krześle, przypominając teraz bardziej króla, niż jegomościa, który własnie otrzymał szanse niewolniczej pracy za marne grosze w zakurzonym pokoiku dyrektora swojej szkoły zwanej posłużnie stażem. Cóż, jakoś trzeba będzie mu to wpleść do CV, mądry bachor, jeszcze zrobi, sądząc po listach, żeby to ładnie całkiem brzmiało. — Od kiedy mogę zacząć?
— A jak szybko chcesz? — spytałem z nadzieją, oglądając się na piętrzące się w rogu pomieszczenia sterty papierów. Przysięgałem, że rosły z każdym dniem, mimo wielokrotnych prób nadążenia za papierkową robotą. Podałem pierwsze kilka listów chłopakowi, ogółem nakreślając mu kto je przysłał, dlaczego je przysłał i w skali od jednego do dziesięciu jak ładnie ma kazać im się odwalić.
Może w końcu zagraniczna banda idiotów przestanie próbować przejąć moją kochaną uczelnię.
— A tak swoją drogą, jak tam ci się układa z braciszkiem? — zagaiłem, przeglądając obojętnie jedną z większych stert formularzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz